Tak zwiedzam świat

Przez dwa ostatnie dni ustawiałam nowy motyw bloga. Po godzinach ślęczenia i pokazaniu go dostałam opieprz, że jest za elegancki, za ładny i że niby nie pasuje do treści. Zaczęłam więc wszystko od nowa i naprawdę nie mam już siły się literacko wysilać. Dlatego dziś krótko i treściwie, ale za to z fotorelacją. W zeszłym tygodniu byłam na Majorce. Wyjazd zaplanowany w listopadzie z zamysłem „jedźmy w marcu, to pozwoli nam przeżyć zimę” był strzałem w dziesiątkę. Zapomniałam już o tym, że są takie miejsca na ziemi, gdzie można chodzić w spódnicy, oglądać takie kolory jak niebieski, zielony, czerwony i mrużyć oczy od słońca. Idiota za granicą Poza zarezerwowaniem hostelu, wstępnym rozpoznaniu terenu i zebraniem podstawowych informacji od znajomych nie zrobiłyśmy nic,…Continue reading Tak zwiedzam świat

Never don’t give up

Przeanalizowałam ostatnio opinie i komentarze o tym, co tu się wyprawia. Przeważają dosyć gwałtowne reakcje – coś o popłakiwaniu się, sikaniu w gacie, popluciu ekranu. Dobra, wiem, że tworzę śmiechowy lol-content. Sama tak się bawię przy pisaniu notki w weekend, że jeszcze w poniedziałek turlam się ze śmiechu i nie mogę trafić w przycisk „opublikuj”. Udaje mi się jednak powstrzymać przy tym swoją fizjologię. Ale dziś w trosce o dobro wszystkich, będzie temat poważny. Dziś będzie o tym, jak staję się dzikiem. Możesz być kimkolwiek chcesz, musisz jedynie zdecydować. Zaczęłam uprawiać sport. Tak systematycznie, z wyznaczonym celem i progresem. Robię formę życia. To był mój plan na ubiegły rok, kiedy…Continue reading Never don’t give up

Najmilsza rzecz pod słońcem

Zima, styczeń, mróz. Od niedawna do mojego standardowego sezonowego zestawu wyjściowego (kurtka z podpinką po kolana, wełniana czapa, szal do okutania, rękawice po pachy) dołączył niezbędnik każdego Krakusa, który nie chce umrzeć charcząc i łapczywie łapiąc powietrze. Troskliwy Mikołaj przyniósł mi w prezencie chustę przeciwsmogową. Od tego momentu każde wyjście z domu poprzedzone jest sprawdzeniem stanu powietrza w 3 aplikacjach, wyjrzeniem przez okno, oceną sytuacji i decyzją, czy dziś się w nią uzbrajam. Operacja jest pracochłonna, bo trzeba ten kawał materiału nałożyć w odpowiedniej kolejności (po czapce, przed szalikiem), przyłożyć do odpowiedniej części twarzy, zawiązać, wyregulować żeby nie cisnęło w nos, a zarazem nie przepuszczało powietrza nie tam gdzie trzeba, no i nie zapomnieć oddychać. Początkowo nieumiejętnie się nią…Continue reading Najmilsza rzecz pod słońcem

3 sposoby na totalnie bezsensowne, acz radosne zabicie czasu…

…czyli mielony klops, nic śmiesznego i jak to zmienić. Mam wrażenie, że od kilku tygodni (w zasadzie już miesięcy) mój mózg nie pracuje najlepiej. Przypomina posiekane mięso, taki niedojedzony, zapomniany i lekko zaśmiardły tatar. Podejrzewam, że jest to powiązane z obecną porą roku i funkcjonowaniem w rzeczywistości obleczonej w pięćdziesiąt odcieni szarości. Dzień w dzień, od bolesnego ocknięcia się i otworzenia oczu czekam tylko, aż zapadnie zmrok i znów będzie można iść spać. I tak w kółko. Nie wpływa to najlepiej na moje samopoczucie, a próba złożenia trzech sensownych zdań kończy się klapą. Czymś jednak trzeba zająć tę mięsną papkę i dostarczyć jej jako takiej rozrywki, żeby nie wypluwała z siebie myśli „bez sensu, wszystko bez sensu, wtopiłaś,…Continue reading 3 sposoby na totalnie bezsensowne, acz radosne zabicie czasu…

Byłam recydywistką.

Listopad. Naprawdę fajnie mieszka się w Krakowie o tej porze roku. Zmrok zapadający o godzinie 16 uzasadnia przesypianie połowy dnia. Przestrzegam sumiennie zaleceń się niewychodzeniu z domu, żeby się zanadto nie struć. Normy zanieczyszczenia powietrza przekroczone o 500%, zero słońca. Zero wyrzutów sumienia, że zaleganie w bambetlach godzinami jest złe, że powinnam gdzieś wyjść, do świata, do ludzi, nie daj Boże pobiegać albo chociaż się przejść. Wszystko w trosce o własne zdrowie. Już i tak się narażam, poświęcając łącznie 6 minut dziennie na drogę do i z pracy. W to mi graj! Czas w domu spędzam na wciskaniu play, pauza, next. Ostatnio nadrabiam zaległości filmowe. Jakoś najlepiej mi wchodzą polskie komedie romantyczne z ostatnich…Continue reading Byłam recydywistką.

Nie uwierzycie, co się zdarzyło, gdy nie miała o czym napisać. Wstrząsające wideo…

Nie wiem jak się sprawy mają u innych znanych i lubianych blogerów, ale ja to mam wrażenie, że nie jest łatwo. Człowiek siedzi, myśli, szkicuje, trzyma się ustalonego planu i dodaje ten nowy post regularnie co kwartał. A w międzyczasie przychodzą wiadomości. Weź coś napisz, kiedy nowy post, bloga aktualizuj, znowu się opierdalasz? To ja w te pędy, migusiem do klawiatury, nie chcę przecież budzić rozczarowania. I tak sobie myślę (siedzę i myślę, cytując klasykę polskiej piosenki), którą historię tym razem ubrać w ładne słówka. Przedstawić raport z prób wdrażania się w codzienne, rutynowe życie? Narysować wykres spadającej energii życiowej, która obecnie utrzymuje się na poziomie zdychającej, rozdeptanej żaby? A może opisać,…Continue reading Nie uwierzycie, co się zdarzyło, gdy nie miała o czym napisać. Wstrząsające wideo…

Żyła długo i szczęśliwie

Euforia, fajerwerki, oklaski. Udało mi się opowiedzieć bajkę z happy endem, którą można zakończyć słowami „i żyła długo i szczęśliwie”. Kolejna opowiastka jeszcze tylko doda cukru do tego magicznego świata pełnego synchroniczności, pięknych zbiegów okoliczności i spełniających się życzeń. Pierwsze minuty nowego życia w Krakowie były ciężkie i wystawiły mnie na próbę. Wysiadłam z pociągu i skierowałam się w stronę przystanku tramwajowego. Zawsze kupuję bilet, jak porządny obywatel i osoba panikująca na widok kanarów – nawet z ważnym biletem w ręce. Doznałam prawdziwego dramatu, ponieważ automat zjadł mi 5 zł i nie chciał oddać. Pomyślałam, że świetnie się zaczyna, jednak postanowiłam nie dać zbić się z tropu i swojego…Continue reading Żyła długo i szczęśliwie

Earn, eat, pray, love. Historia o tym, jak nie pojechałam w podróż. [2]

Już podczas pobytu w Szwajcarii zaplanowałam sobie kilka atrakcji na najbliższy czas (oprócz Wielkiej Podróży, oczywiście). Wiedziałam, że moją bazą  będzie Gorzów. Wiedziałam, że jestem tam w stanie wytrzymać około tygodnia, potem dla zachowania równowagi swojej i otoczenia trzeba się ewakuować. Po wstępnej aklimatyzacji na polskiej ziemi wyjechałam więc na zasłużone wakacje. Gorzów-Kraków-Marrakesz-Agadir-Warszawa-Korfu-Warszawa-Gorzów. Majówka zaczęła się dla mnie w połowie kwietnia i trwała 3 tygodnie. Torby dopasowane do wymiaru bagażu podręcznego mieściły zaskakująco dużo rzeczy. Dużo słońca, dużo czasu z przyjaciółmi, dużo jedzenia. Widziałam pustynię i ocean. Jechałam na wielbłądzie, byłam w autentycznym hammamie dla lokalsów i zostawiłam tam obrzydliwie dużo złuszczonej…Continue reading Earn, eat, pray, love. Historia o tym, jak nie pojechałam w podróż. [2]

Earn, eat, pray, love. Historia o tym, jak nie pojechałam w podróż. [1]

Mam dość. Rzucam wszystko i jadę w świat. Gdzieś, gdziekolwiek, nieważne, może do Azji, jest tanio, przecież już umiem się wydostać z lotniska w Delhi, potem już jakoś pójdzie. Na ile? Na ile się da, trzy miesiące, pół roku, zobaczymy jak to wyjdzie. Za ile? Zależy, ile uzbieram, ale przecież jakoś to będzie. Z kim? Sama, czemu nie, może przestanę panicznie się bać ludzi i będę musiała się przełamać i zacząć z nimi rozmawiać. W drodze przecież tyle się dzieje i poznaje ludzi. Ogarnę. Taki pomysł pojawił się w mojej głowie w 2017 roku. Miesiącami nie dawał spokoju. W bólach i mękach w sierpniu złożyłam wypowiedzenie w pracy, miałam…Continue reading Earn, eat, pray, love. Historia o tym, jak nie pojechałam w podróż. [1]