Nie uwierzycie, co się zdarzyło, gdy nie miała o czym napisać. Wstrząsające wideo…

Nie wiem jak się sprawy mają u innych znanych i lubianych blogerów, ale ja to mam wrażenie, że nie jest łatwo. Człowiek siedzi, myśli, szkicuje, trzyma się ustalonego planu i dodaje ten nowy post regularnie co kwartał. A w międzyczasie przychodzą wiadomości. Weź coś napisz, kiedy nowy post, bloga aktualizuj, znowu się opierdalasz? To ja w te pędy, migusiem do klawiatury, nie chcę przecież budzić rozczarowania.

I tak sobie myślę (siedzę i myślę, cytując klasykę polskiej piosenki), którą historię tym razem ubrać w ładne słówka. Przedstawić raport z prób wdrażania się w codzienne, rutynowe życie? Narysować wykres spadającej energii życiowej, która obecnie utrzymuje się na poziomie zdychającej, rozdeptanej żaby? A może opisać, co czuje człowiek na zakupach w Biedronce, gdy na liście zakupów ma papier toaletowy, sięga po niego i wtedy uświadamia sobie, że przez rok ani nie robił zakupów z listą, ani nie kupował papieru toaletowego? (tak, tak, życie lekkoducha – wędrowniczka nie oznacza tylko, że beztrosko jeździ się z plecakiem wte i wewte. To bezczelnie pasożytowanie na łonie społeczeństwa, które objawia się np. w zużywaniu cudzego papieru toaletowego. W ogóle o nim się nie myśli, po prostu wchodzi do kibla i on tam po prostu jest. Stoi, wisi, leży, cokolwiek, wystarczy wyciągnąć rękę. I nagle podczas zakupów w sklepie rzeczywistość wali cię jak obuchem w łeb i przypomina, że ohoho, tak lekko to już nie będzie, papier sam nie przyjdzie, trzeba znów o nim pamiętać. Uczciwie tachać 8 rolek pod pachą do własnego domu, oczywiście dopiero po dokonaniu etycznych i estetycznych wyborów, czy z recyklingu, czy zapachowy i ile ma mieć warstw).

Więc jak widzicie, forma jest, jaka jest. A raczej jej nie ma. Nic się specjalnie nie dzieje, rozgrzebane szkice potencjalnych pomysłów jakoś już mi się nie podobają, Nuda, pustka, zgryzota i ogólna sromota.

I WTEDY z pomocą przychodzi LOS i zsyła INSPIRACJĘ.

Punkt siedzenia a punkt widzenia

Czekałam na odwiedziny znajomych. To mieli być pierwsi poważni goście w nowym domu, więc kierowana poczuciem przyzwoitości zaczęłam sprzątać. Niestety mam tak, że jak ktoś ma do mnie przyjść, to zamiast się na przykład cieszyć i w pozytywnym nastroju oczekiwać wizyty – spinam się i zaczynam patrzeć na swoje otoczenie bardziej krytycznym okiem. Przewidywać, co ktoś sobie o tym miejscu i o mnie pomyśli. Więc rozglądam się i myślę sobie coś w stylu: fleja, nie domyła drzwiczek od piekarnika. Okien tez nie myje, firanka krzywo powieszona. Widać, że odkurzone, ale niedokładnie.
Dlatego też w takich momentach zaczynam biegać ze szmatką po mieszkaniu, docierając do mniej lub bardziej wyeksponowanych miejsc i staram się stworzyć idealny obrazek mojego otoczenia. Co w tym konkretnym mieszkaniu jest wyjątkowo trudne. Nie ma co ukrywać, mieszkam w zrupieciałej, starej norze, ze spróchniałymi oknami, wiekową wanną, kaflowymi piecami i pierońsko krzywymi podłogami, które nie pozwalają na ustawienie mebli przy ścianie. Nijak ma się to do wnętrz z katalogu Ikei, ba, do wnętrz przeciętnych mieszkań.

No i tak pucuje tą szmatą co tylko mogę, patrzę tymi cudzymi oczami i myślę, jak tu jest brzydko psiakość, co ludzie pomyślą. Zwykłe sprzątanie nie pomoże, jedynie bombę tu można wysadzić. Nawet siedząc na kiblu nie można się zrelaksować, bo wzrok pada na obdrapaną framugę, styrane drzwi i taki haczyk, co to w latrynach na wsi w ubiegłym wieku wisiał i służył jako zamek.

A potem do drzwi dzwoni dzwonek, Proszę, zapraszam, nie zdejmujcie butów, czujcie się jak u siebie, kto chce herbaty. Tutaj o proszę kuchnia, tam łazienka, może siądziemy w pokoju. Życie toczy się normalnym rytmem, nikt nie ucieka z krzykiem. gadu gadu, czas miło płynie.

I nagle przychodzi ktoś i mówi: patrz patrz, nakręciłam filmik w twojej łazience, nie mogłam się powstrzymać, od razu o tym pomyślałam, jak tylko to zobaczyłam. Wiec oglądam i opada mi szczęka.

Bo otóż punkt widzenia nie zależy tylko od punktu siedzenia. Ludzie są różni, Różnie postrzegają rzeczywistość i ją interpretują, maja różną wrażliwość. Ja to wszystko wiem i jak najbardziej się zgadzam, ale do dziś nie mogę pojąć, jak to do cholery jest możliwe, że u kogoś te odrapane drzwi, framuga i haczyk wyzwalają pokłady kreatywności. I widzi się tam metaforę, symbole, i ogólnie rzecz biorąc z marszu robi z tego sztukę.

W tym momencie zapraszam Was do zapoznania się z krótką, acz pełną napięcia i skończoną etiudą filmową. Mam nadzieję, że poruszy Wasze serca, dusze i umysły. Albo chociaż sprawi, że wykrzywi Wam się kącik ust w coś na kształt uśmiechu. Jeśli tak, dajcie znać w komciach. Zrobię wtedy wpis o tym, do czego służy nam w chałupie dyskotekowa kula, oko Saurona i kombinerki w kuchni.

 

Instalacja pt. „Czas”
Autorka: Marta Szadokierska
Technika: Slow Motion Video nakręcone przy pomocy aparatu iPhone 6

Premiera: na razie na blogu, wkrótce w Zachęcie.

 

[kad_vimeo url=”https://vimeo.com/303556157″ width=700 height=600 ]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *