Kocham reklamę papieru toaletowego Foxy. To toksyczna miłość, bo budzi we mnie zgryźliwego hejtera. Oglądam tę ckliwą historię tylko po tą żeby potem mamrotać pod nosem odpowiednie przekleństwa i komentarze.
Historia opowiedziana jest z perspektywy papieru znajdującego się w łazience. Pierwszy obraz – kochająca się para wprowadza się do nowego gniazdka, kobieta wiesza papier na uchwycie i wprawia go w ruch. Następny – panna młoda w towarzystwie druhn przygotowuje się do najważniejszego dnia w życiu. Dalej – para radośnie wpatruje się w test ciążowy. Kąpiele bąbelka. Przeprowadzany wspólnie remont. Pierwsze golenie. Sceny zmieniają się jak w kalejdoskopie wraz z niekończącą się rolką papieru. Foxy – zawsze blisko Ciebie!
Co na to mój hejter? Jak zwykle stawia rzeczową i wiarygodną dokumentację nad poczuciem estetyki. Żałuje, że nie pokazano papieru jako towarzysza zarówno dobrych, jak i tych złych chwil. Nie oglądamy może nie tak przełomowych, ale równie bliskich pamięci scen z przechodzenia ostrej grypy żoładkowej, poranka po epickiej imprezie, zalania łazienki przez sąsiada czy odtykania zlewu.
Papier toaletowy jest artykułem kluczowym dla ludzkiej egzystencji. Poświadczy to każdy, kto brał udział w Wielkiej Bitwie o Papier Pierwszej Fali Pandemii 2020 roku. Zwycięzcy triumfalnie upychali zapasy w schowkach. Przegrani oglądali puste półki w sklepach. Przedstawiciele niektórych pokoleń nie doświadczyli czegoś takiego nigdy wcześniej i przetrzebione alejki z artykułami higienicznymi to koszmar, który śni im się do dziś.
Czy znasz człowieka, który nie ma swojego ulubionego rodzaju papieru toaletowego? Jest w czym wybierać. Bogactwo warstw, kolorów i zapachów przyprawia o zawrót głowy. Wydaje się, że do podjęcia decyzji musisz odpowiedzieć sobie na jedno, ważne pytanie – kim jestem? Czy zasługuję na trzy perfumowane, różowe warstwy? A może żółty o zapachu rumianku? Śnieżnobiały, zielony, w wytłoczone misie, namalowane gwiazdeczki…? Jedno jest pewne: ważne, żeby nie był szary – taki to wisi w państwowych przychodniach i urzędzie pracy. Łatwo przy tym zapomnieć, że podstawową funkcją tego przedmiotu jest wyczyszczenie ufajdanego tyłka i starcie resztek moczu. Rzeczywiście fajnie, jeśli miękko sunie po pośladkach i ich przy tym nie harata.
Kim ja jestem? Od jakiegoś czasu próbuję być świadomym konsumentem i tylko się upewniam, że to prosta droga do szaleństwa. Kiedyś świat był prostszy i wystarczyło trafić papierkiem do śmieci, żeby móc powiedzieć, że dbasz o Ziemię. Teraz niebezpieczeństwo czyha z każdej (nawet dupy) strony i trzeba strasznie dużo naczytać o składach, opakowaniach, sposobach produkcji, utylizacji blablabla i już chce mi się spać, jak o tym myślę. Nawet z papierem można przestrzelić, bo stosuje się wybielanie chlorem, szkodliwe substancje barwiące czy zapachowe i ścina drzewa. Mam ochotę leżeć i się nie ruszać, wtedy jestem pewna, że nie zatruwam środowiska swoimi chybionymi zakupami.
Ale nawet bezczynne leżenie nie chroni mnie przed koniecznością użycia papieru. Zdecydowałam, że w tym temacie idę w proste i oszczędne rozwiązania i nie jestem warta fajerwerków. Mam wybrany typ, któremu pozostaję wierna. Polecała go jedna influencerka na instragramie, więc po prostu nie mogłam się oprzeć. Zobaczyłam go w Biedronce i wtedy moje życie się zmieniło. 68 metrów za 1,65 zł. Dwie rolki wystarczają na tydzień. Jest szary i z makulatury, a wbrew skojarzeniom – miękki i nie zostawia śladów jak po papierze ściernym. Nie jest opakowany w foliowe opakowanie zbiorcze, więc te dwie rolki dyskretnie mieszczę do siatki. Nie muszę taszczyć wielopaku pod pachą, bezczelnie obwieszczając światu swoich potrzeb fizjologicznych. Wartość dodana: za każdym razem w toalecie mam łzy w oczach ze wzruszenia.
A ty? Kim jesteś?
*WPIS NIE JEST NIESTETY SPONSOROWANY
Dodaj komentarz