Tu chodzi zwykle tylko o nie. Ma trzyliterowe imię, ze spółgłoską w środku. Rodzajowo neutralne, często nieznośne. Gdy go nie słucham i śmiem zapomnieć, najpierw zamyka się w sobie, a potem zaczyna się wydzierać. Jest jak ryczący od wielu godzin, obsmarkany bachor, któremu nic się nie da wytłumaczyć. Gdy się nim zajmę, dopieszczę tak, jak lubi, kwitnie. Mości się wygodnie i rozkosznie grzeje, rozsiewając wokół siebie czar i blask. Patrzę na nie i aż się uśmiecham. Widzę, że to jeszcze straszny dzieciak.
Ego najbardziej lubi etap wymyślania. Podpowiada, jak układać słowa, żeby związały się ze sobą najbardziej. Lubi długaśne, najlepiej czterosylabowe, które zwiększają stopień skomplikowania, jakby to miało jakieś znaczenie. Cieszy się nieznośnie, gdy ma rację, z uporem powtarza frazy do napisania. Po publikacji jego zainteresowanie niby spada, jednak każe śledzić i wyłapywać nitki porozumienia.
Kiedyś było bardzo samotne i wydawało mu się, że tylko kilka osób potrafi zrozumieć specyficzny, ironiczny język, którym mówi. Często pisało do nich, właśnie do tych, z którymi już nie ma kontaktu, przynajmniej słownego. Widziało, że i tak śledzą. Koduje ukrytą, bitową wiadomość, która ma ułożyć usta w kpiarski, przelotny uśmiech, po szybkim przesunięciu kciukiem po ekranie.
Dziś widzi, że to wcale nie tak, bo ich jest więcej. Od kiedy poszerzyło zasób słownictwa o czułość i wrażliwość, dotarło w nowe, nieznane miejsca, zamieszkałe przez różne, a gruncie rzeczy takie same osoby.
Powoli pojmuje coraz więcej. Wie, kiedy wreszcie zamilknąć i słuchać. Nie daje o sobie zapomnieć, ale spokorniało. Wciąż się uczy i poznaje, chodzi po nowych ścieżkach i sprawdza, jak się na nich czuje. Szuka, co pozwoli na chwilę o sobie zapomnieć. Podsuwało mi kiedyś obraz, że idę po czerwonym dywanie, żeby odebrać Szalenie Ważną Nagrodę Internetowego Świata. Wymyśliło już nawet, co wtedy powiem i kogo zabiorę na galę, ale nie wiedziało, w co mnie ubrać. Teraz zatarło już tę wizję i postanowiło mieć w nosie złote zasady, recepty na osiągnięcie sukcesu. Przez to nie zostanę już pewnie znaną blogerką. Ale nie o to tu chodzi.
Dodaj komentarz